Claire i David Barrington prowadzą zakład pogrzebowy w Liverpoolu i twierdzą, że najważniejsza ich cecha to umiejętność słuchania. Rozmawiałam z nimi o zmianach kultury pogrzebowej w Anglii, o kolorowych trumnach i o znaczeniu wolnego wyboru.
Wychodząc z autobusu w liverpoolskiej dzielnicy Waterloo od razu zauważam budynek, który różni się od pozostałych w okolicy. Na końcu długiej ulicy z czerwonymi, ceglanymi kamienicami stoi błękitny dom. Jest on siedzibą zakładu pogrzebowego Barringtons Funerals.
Claire Barrington wita się ze mną sympatycznym uśmiechem i zaprasza mnie do swojego biura. Po chwili dołączy do nas jej mąż David oraz ich wesoły czarny piesek, który podczas rozmowy siedzi obok mnie. David przejął firmę 25 lat temu od ojca, który wtedy był „carriage masterem”, co znaczy, że udostępniał powozy i pracowników dla zakładów pogrzebowych. David doskonale znał więc styl pracy tych zakładów i poczuł pewien dyskomfort:
„Miałem wrażenie, że byli zbyt restrykcyjni. Zapewniali pogrzeby z podstawowymi rzeczami, ale gdy rodzina chciała coś innego, to odmawiali. Czułem, że nie tak powinno się to robić. Widziałem możliwość zrobienia czegoś więcej.”
W latach 90-tych pojawiły się w Anglii na rynku pierwsze trumny kolorowe lub z nietypowych materiałów, np. wiklinowe. David opowiedział mi, jak większość zakładów pogrzebowych je odrzuciła. Powiedzieli klientom, że nie mogą ich polecać, bo nie są zgodne z tradycją. Wtedy ludzie zwrócili się do Davida:
„Ludzie dzwonili i pytali: Chcielibyśmy wiklinową trumnę, czy mógłbyś nam taką sprzedać?
Mówiłem: Tak, oczywiście. I pytałem: Dlaczego jesteście zdziwieni?
Usłyszałem: Jesteś czwartą osobą, z którą rozmawiamy. Pozostali odmówili.
Spytałem: Z jakiego powodu?
Och, odpowiedzieli, że skrzypią, wydają odgłosy i się wyginają.
Odpowiedziałem: Rzeczywiście tak robią. Ale jeśli chcecie, to możecie taką mieć. To wasz wybór”.
Czasami zdarza się, że ktoś przed śmiercią powie swojej rodzinie żartem, żeby go po prostu wsadzili do jakiegoś kartonu zamiast do trumny. Kiedy David słyszy o takich komentarzach, tłumaczy ludziom całkiem poważnie, że tak, jest to możliwe. Jeżeli rodzina sobie tego naprawdę życzy, można tak zrobić. Pokazuję mi trumny kartonowe w katalogu. Dziwi mnie, że są mniej więcej w tej samej cenie jak zwykłe trumny. „Muszą być wytrzymałe” – tłumaczy mi David. „Jest to struktura bardzo mocna, z grubego kartonu. Ale mimo wszystko, ludzie zwykle są zaskoczeni, że w ogóle istnieje taka opcja.”
Według Davida kluczowe jest to, żeby ludzie mieli wybór i mogli zdecydować sami. Jeżeli rodzina czegoś chce, a jest to do zrealizowania, wtedy Claire i David to po prostu robią. Podstawą ich pracy jest respekt dla potrzeb i życzeń bliskich osoby zmarłej. Dlatego poświęcają dużo czasu na rozmowy, w których dowiadują się o osobowości osoby zmarłej i o jej relacjach z bliskimi. Oczywiście tylko, jeżeli ludzie tego chcą.
„Musisz bardzo szybko zbudować relację z rodziną. Nie zaczynamy od razu wypełniać formularza. Zamiast tego rozmawiamy z nimi o zmarłej osobie. Zadajemy pytania. Jak się poznaliście? Gdzie pracowała? Co robiliście razem? Czasem ludzie nie chcą się dzielić takimi informacjami. Ale czasem otwierają się i zaczynają opowiadać historie ze swojego życia.”
Kiedy Claire zadaje te pytania swoim ciepłym, spokojnym głosem, mogę sobie wyobrażać komfort, który jest w stanie zapewnić ludziom w tak trudnej sytuacji. Kiedy rozmawiają o tym czy osoba zmarła np. była dobrym kucharzem, jak dbała o swoją rodzinę, jakie miała hobby i czy lubiła zwierzęta, wtedy między słowami powoli odsłania się jej osobowość. A wielka sztuka Barringtonów polega na tym, aby z rozmowy wyciągnąć te informacje, które mogą być pomocne w planowaniu pogrzebu.
Jeżeli dowiadują się, że zmarły był żeglarzem, zaoferują np. żeby położyć na trumnę flagę jego statku. Pytają, jak się nazywał statek. Zaproponują, żeby wydrukować zdjęcie statku na tak zwanym “service sheet”. Jest to broszura na pamiątkę, którą ludzie otrzymują na pogrzebie. Znajdują się w niej informacje i zdjęcia osoby zmarłej oraz opisy elementów ceremonii pogrzebowej, jak np. piosenki i teksty.
Claire i David nie czekają, aż ludzie sami wpadną na jakieś kreatywny pomysły, ponieważ ludzie w takiej sytuacji nie są w stanie myśleć klarownie. Często są w szoku. I bardzo często mają niskie oczekiwania. Nie zdają sobie sprawy z tego, że pogrzeb może być wydarzeniem osobistym, w którym doceniona zostaje indywidualność osoby zmarłej. Do tego jest mało czasu. W przeciwieństwie do chrztu, ślubu lub innych wielkich rytuałów przejścia, na przygotowanie pogrzebu zwykle mamy tylko kilka dni.
Opowiadają mi o pogrzebie, który zorganizowali kilka dni temu. Zmarła starsza pani. Na rozmowę przyszli mąż i czterej synowie. Rozmawiali około dwóch godzin. Rodzina wyraziła swoje pozytywne zaskoczenie. Nie wiedzieli, że będą mieli tyle wpływu na to, jak ma wyglądać pogrzeb ich matki i żony. Każdy z nich miał różne potrzeby. Jeden chciał zobaczyć mamę jeszcze kilka razy. Drugi bardzo chciał mieć jakieś zadanie i aktywnie pomóc przy organizacji pogrzebu. Claire pomagała każdemu znaleźć swoją rolę.
W trakcie rozmowy dowiedziała się o tym, że siostra zmarłej mieszka w Australii i nie ma możliwości podróżowania. Więc zaproponowała opcję, żeby ciocia mogła uczestniczyć w inny sposób. Ceremonia nie odbywała się zatem w kaplice lokalnego krematorium, tylko w krematorium 20 km dalej – ponieważ mieli tam sprzęt do webcastingu!
„Transmisja na żywo to dobry sposób, żeby włączyć ludzi do udziału. Nie zastąpi to rzeczywistej obecności na pogrzebie. Jest to jednak miłe dla ludzi, którzy z jakiegoś powodu nie mogą wziąć w nim udziału.”
Pytam o inne zmiany, które zauważyli w ciągu 25 lat swojej pracy. David podkreśla, że najwięcej zmieniło się w ceremoniach pogrzebowych. Jeszcze w latach 90-tych, prawie wszystkie ceremonie były religijne – msza prowadzona albo przez pastora z Church of England albo przez księdza katolickiego. Dzisiaj 60% rodzin decyduje się na ceremonię świecką lub semi-religijna, tłumaczy mi Claire:
„To nie znaczy, że ludzie mają pogrzeby bez religii. Nadal istnieje duchowy wymiar i wielu mistrzów ceremonii odmawia modlitwy. To, co się wydarzyło, to oddalenie się ludzi od kościołów, ponieważ nie były elastyczne. Jeśli kościół nie chce dopasować się do ludzi potrzebujących osobistej muzyki, przemówień i mających możliwość wniesienia swojego wkładu, spersonalizowania i zindywidualizowania pogrzebu, to tak może się to skończyć.”
David dodaje, że są też wyjątki – istnieją duchowni, którzy pozwalają ludziom, np. grać na pogrzebie ulubioną muzykę zmarłego. Ale ogólnie w mszach tradycyjnych chodzi o coś innego:
„Chodzi o rytuał, a nie o osobę. Przekazują tę osobę Bogu. Nie są zainteresowani jej historią. Jednak większość ludzi chce obecnie, żeby pogrzeb odzwierciedlał osobowość ich ukochanych. Nie musi kosztować dużo pieniędzy, co również jest ważne, ponieważ nie chcemy, żeby ludzie poczuli się wyzyskiwani.”
Kiedy pytam jak mogę sobie wyobrazić świecki lub „semi-religijny” pogrzeb w Anglii, David wyjaśnia, że takie ceremonie najczęściej są prowadzone według pewnego wzoru, podobnie jak msza. Zazwyczaj pojawiają się te same podstawowe elementy, jak np. czytanie – z Biblii lub innego tekstu religijnego, albo poezji lub innej formy literatury. Oddawany jest hołd osobie zmarłej, często pojawiają się przemowy członków rodziny lub przyjaciół.
Niezbędnym elementem pogrzebu jest muzyka – i tu już zależy od osoby czy będzie to klasyczna kompozycja grana na skrzypcach, czy ulubiona piosenka popowa, rockowa, punkowa osoby zmarłej. Wśród najbardziej popularnych piosenek na pogrzebach w Anglii w 2018 r. znajdują się m.in. utwór „Supermarket Flowers” Eda Sheerana oraz „Always Look on the Bright Side of Life” Monty Pythona.
„Pogrzeb w swojej najprostszej formie to zebranie się ludzi, aby pożegnać się z kimś, kogo kochają. Aby wesprzeć pozostawioną rodzinę. Jeść i pić razem, łamać się chlebem. To jest tego rdzeń.”
Claire podkreśla, jak ważne jest to wydarzenie dla rodziny osoby zmarłej. Przychodzą inni i pokazują im swoją miłość, swoją tęsknotę i żałobę. Jest to głęboko wspierające. David przyznaje, że w przeciwieństwie do tego istnieje w Anglii jeszcze inne zjawisko, które go martwi. Jest coraz więcej tak zwanych „bezpośrednich kremacji”, co oznacza, że ciało trafia do krematorium bez żadnej ceremonii, bez żadnej formy pożegnania.
„Generalnie jest to procedura zgodna z wolą zmarłego. To nie rodzina tego chce. Osoba, która zmarła miała taką wolę, może dlatego, że nie widziała wartości w pogrzebie. Czasem chodzi o koszty, ale w wielu przypadkach nie. To wybór. Może wydaje im się, że będzie to łatwiejsze dla osób, które pozostawiają. Niekoniecznie się z tym zgadzam, ponieważ jest to puste. Jeśli ktoś umiera i –mówiąc najprościej –pozbywamy się go, a następnego dnia wracamy do pracy, to uważam, że jest to niepokojąca sytuacja.”
Claire potakuje, ale dodaje jeszcze, że to też jest wolny wybór. Jeżeli ludzie sami mogą zdecydować, w jakiej formie chcą pożegnać swoich zmarłych, to mogą też wybrać opcję, żeby nie żegnać się w ogóle.
Cieszę się, że mogłam poznać Barringtonów. Mam wrażenie, że wykonują swój zawód z miłością i wysoko cenią godność i potrzeby innej osoby. Sposób, w który pracują, jest dla mnie wyrazem prawdziwej służby dla innego człowieka.


